Czy podobieństwa układu kończyn różnych zwierząt to dowód na wspólne pochodzenie? Wyniki obserwacji procesów genetycznych temu przeczą.
Już wieki temu biolodzy zaobserwowali pewne podobieństwa strukturalne w szkieletach zwierząt i ludzi. Podobieństwa narządów nazwano "homologią". Rysunek przedstawiający porównanie strukturalne kończyn czterech kręgowców - płetwy morświna, skrzydła nietoperza, nogi konia i ręki człowieka - stanowi główną i kluczową ikonę ewolucji. Choć ich zastosowanie jest różne, układ kostny wydaje się w pewien sposób podobny. Czy jednak zewnętrzne podobieństwa w strukturze kończyn kręgowców mogą stanowić dowód na ich wspólnego przodka? Okazuje się, że nie. Przeczą temu wyniki obserwacji procesów genetycznych, które jasno pokazują, że podobieństwa strukturalne lub ich brak nie są zależne od wspólnego pochodzenia i nie mogą o nim stanowić.
Po pierwsze badania dowodzą, że nie zawsze u zwierząt mających wspólnego przodka występują podobieństwa strukturalne (tj. podobieństwa układu kostnego czy narządów). I odwrotnie: często te zwierzęta, które na pewno bliskiego wspólnego przodka nie mają - posiadają podobne cechy strukturalne. Przykładowo, pomimo, iż budowa oka człowieka i ośmiornicy jest niezwykle podobna, naukowcy wcale nie twierdzą na tej podstawie, że człowiek i ośmiornica są blisko spokrewnieni. (Na ewolucyjnym drzewie pochodzenia ośmiornica jest na przeciwnym końcu. Jej ewolucja odgałęzia się na samym początku. Człowieka przypisano jako bliższego małpie (a także królikom i myszom), a nie ośmiornicy).
Innym przykładem były prowadzone przez ewolucyjnego biologa rozwojowego, Rudolfa Raffa, badania dwóch gatunków jeżowca. Oczywistym było, że mają wspólnego przodka (jeżowca). Mimo to rozwój ich organów przebiegał w sposób całkowicie odmienny. Zgodnie z ewolucyjną teorią o wspólnym pochodzeniu, rozwój cech homologicznych (tj. podobnych) powinien przebiegać według tego samego wzorca - a tak nie jest. Przeczą temu obserwacje procesu rozwoju narządów u rozmaitych spokrewnionych ze sobą zwierząt. Takiej zależności nie ma, a więc nie można na podstawie jakichkolwiek podobieństw zewnętrznych wnioskować o kwestii wspólnego pochodzenia danych organizmów.
Teorii o tym, że rozwój organizmów miałby być do siebie tak zbliżony, że stanowiłby dowód o ich wspólnym przodku, przeczy także proces rozwoju kończyn kręgowców. U większości rozwój palców następuje od tyłu do przodu - to znaczy od ogona do głowy. Tak wygląda to u żab. Ale już u innych płazów np. salamander, rozwój palców następuje od głowy do ogona, czyli w przeciwnym kierunku. Różnica jest tak uderzająca, że niektórzy biolodzy stwierdzili nawet, iż "ewolucyjna historia salamandry musi być inna niż w przypadku pozostałych kręgowców".
Ponadto, jeśli rozwój kości kończyn kręgowców, które w początkowym stadium rozwoju składają się z chrząstek, miałby odzwierciedlać wspólne pochodzenie, należałoby się spodziewać podobnego układu tych chrząstek u wszystkich kręgowców odziedziczonego po rzekomym wspólnym przodku - a tak nie jest. I tak dalej. Przykładów nieścisłości tej teorii jest wiele.
Zagadnieniem tym zajęła się bliżej genetyka. Można by pomyśleć, że to dziedziczony po przodku gen wpływa na podobny rozwój organów i kończyn danych zwierząt i na ich podobną strukturę. Embriolog ewolucyjny, Gavin de Beer, napisał o tym: "I tu właśnie następuje największy szok…. ponieważ cechy kontrolowane przez identyczne geny niekoniecznie są homologiczne [podobne], a struktury, które są podobne, często kontrolowane są przez zupełnie odmienne geny".
Istnieje wiele innych przykładów: gen niezbędny do określania płci muszek owocowych nie występuje już u innych owadów, które wytwarzają osobniki męskie i żeńskie bez niego. Aby homologia (tj. nauka o podobieństwach) mogła być dowodem na wspólne pochodzenie, musiałaby być regułą. Tymczasem nie tylko nie jest regułą, ale wyjątków jest więcej, niż przypadków odpowiadających regule - jak stwierdził Pere Alberch, biolog rozwojowy.
Odwrotna sytuacja: odkryto, że niehomologiczne (niepodobne) struktury powstają pod wpływem działania tych samych genów. Gen odpowiedzialny za prawidłowy rozwój muszki owocowej podobny jest do genów myszy mimo ewidentnego braku podobieństw strukturalnych tych zwierząt.
Zatem nie jest prawdą, że na podstawie pozornego podobieństwa kończyn różnych kręgowców można wnioskować o ich wspólnym pochodzeniu i wspólnym przodku - jak uparcie twierdzą ewolucjoniści. Wręcz przeciwnie - genetyka wykazuje, że tak nie jest. Wiele zwierząt faktycznie ze sobą genetycznie spokrewnionych nie ma podobnych układów kostnych kończyn. A wiele ze sobą nie spokrewnionych - ma. Jest w tym temacie zbyt wielka różnorodność. Kwestia podobieństwa zewnętrznego o niczym więc nie świadczy. Homologia nie może być przytaczana na poparcie teorii ewolucji.
Tak naprawdę naukowcy nadal nie wiedzą co powoduje powstawanie podobieństw pomiędzy różnymi zwierzętami, a co nie, biorąc pod uwagę, że podobieństwa często występują zupełnie bez związku ze zbliżonym genem, gdy tym czasem podobny gen często uruchamia mechanizmy wywołujące efekt zupełnie niehomologiczny (tj. niepodobny). Całkowicie obala to zatem podstawowy darwinowski dowód na ewolucję jakim jest podobieństwo kończyn kręgowców. Możemy go wykreślić z naszej listy.
Niestety, w podręcznikach szkolnych nikt nie zagłębia się w tę kwestię. Student biologii dowiaduje się jedynie, że "homologia jest dowodem na wspólne pochodzenie zwierząt i ludzi, a zatem wspólną ich ewolucję". Widzi obrazek kończyn kręgowców. Przyjmuje to bezkrytycznie i uczy się tego na pamięć. Innymi słowy jest oszukiwany, ale za mało dociekliwy, aby zdać sobie z tego sprawę.
Podręczniki zawierają też inny, dość zaskakujący błąd logiczny. Homologia jest powoływana jako dowód na wspólne pochodzenie, a wspólne pochodzenie (czyli ewolucja) ma świadczyć o homologii. Jest to błędne koło w rozumowaniu, o którym od dawna mówią filozofowie i biolodzy.
Wiemy już, że pozorne podobieństwa między organizmami żywymi nie mogą świadczyć o ich wspólnym przodku genetycznym, ale czy mogą świadczyć o czymś innym?
Odpowiedź daje nam tzw. "omyłka Berry". Ewolucjonista i biolog, Tim Berra, w swojej książce broniącej ewolucję, napisał: "Jeśli porównamy ze sobą model samochodu Corvetty z 1953 roku i z 1954 r, a potem model z 1954 r. i 1955 r. oraz kolejne, dziedziczenie zmian jest zdecydowanie widoczne. I to właśnie robią paleontolodzy ze skamieniałościami. Dowody są tak pewne i wyczerpujące, że rozsądni ludzie nie mogą im zaprzeczyć". Niestety Berra strzelił sobie w stopę. Ewidentnie Corvetta nie "odziedziczyła zmian po przodku", jako, że nie może się rozmnażać, a jedynym łącznikiem między oboma modelami był - ten sam projektant!
Porusza to także kolejny problem, z którym zmagają się paleontolodzy: same zewnętrzne podobieństwa skamielin o niczym nie świadczą - tak samo jak w przypadku samochodu Corvetty. Tak więc nie mają sensu prowadzone latami badania porównywania kształtu znalezionych kości, o których mówi Berra. Skamieliny nie dostarczają nam bowiem DNA na którego podstawie można by faktycznie ustalić pokrewieństwo między zwierzętami. Naukowcy zakładają wspólne pochodzenie opierając się na kształtach kości i ich zewnętrznych podobieństwach - co, jak omówiliśmy powyżej, nie stanowi żadnego dowodu na posiadanie wspólnego przodka. Można w ten sposób dojść do błędnych wniosków. Potrzeba czegoś więcej - zrozumienia mechanizmu. Tego dostarcza genetyka, która jednak przeczy teorii, że podobieństwa rozwojowe i strukturalne świadczą o wspólnym przodku różnych zwierząt.
Czy nie należy skłonić się zatem ku drugiemu dostępnemu wyjaśnieniu, na które niechcący wskazał nam ewolucjonista, pan Berra? Jest nim ten sam projektant. Wiemy, że można rozpoznać budynki lub mosty zaprojektowane przez tego samego architekta. Mają one pewne cechy wspólne. Ludzi i zwierzęta także stworzył jeden "architekt" według podobnego zamysłu. Wszyscy mamy kości, ciało i krew. Nasz rozwój stymulują geny. Geny, których do dnia dzisiejszego do końca nie zgłębiono. Wciąż stanowią zagadkę. I uparcie przeczą wysiłkom ewolucjonistów, którzy chcieliby sprowadzić nas wszystkich do czegoś przypadkowego: małpy, ryby, pierwotniaka, zupy mikroelementów, w które trafiło wyładowanie elektryczne. Do nicości, z której jakimś cudem, za pomocą działania niczego, powstało wszystko.
c.d.n.
Autor: P.G.
(c) prawa autorskie zastrzeżone. Nie kopiuj treści artykułu, ale możesz umieścić link.
---Żródła:
Dr Jonatan Wells "Ikony Ewolucji - nauka czy mit?". s. 50-66
Dr J. Wells - fizyk i mikrobiolog. Uzyskał doktorat z biologii molekularnej i komórkowej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (1994r.). Po ukończeniu studiów w Berkeley uczył embriologii na Kalifornijskim Uniwersytecie Stanowym w Harvard, prowadził badania naukowe w Berkeley oraz pracował jako kierownik laboratorium medycznego w Fairfield w Kalifornii. Obecnie jest członkiem Discovery Institute’s Center for Science and Culture.
Comments