Wytworzenie aminokwasów w laboratorium przy symulacji atmosfery pierwotnej Ziemi?
(Przeczytaj najpierw artykuł "Dlaczego ewolucji nie mogło być - i nie było?" )
Jako dowody na ewolucję, darwiniści podają zawsze ten sam zestaw przykładów, nazywanych "dziewięcioma ikonami ewolucji". Te szablonowe i w kółko powielane argumenty są jednak w rzeczywistości fałszywe i dawno już zostały zdyskredytowane przez sam świat nauki. Pisze o tym szczegółowo mikrobiolog, dr Jonatan Wells, w swojej książce "Ikony Ewolucji". W tym artykule omówimy pierwszy z dziewięciu "dowodów" i okoliczności jego obalenia oraz przytoczymy matematyczne obliczenia rachunku prawdopodobieństwa na samoistne powstanie żywej komórki, które nie pozostawiają cienia wątpliwości, że zdarzenie takie nie mogło mieć miejsca.
"DOWÓD" 1: Eksperyment z aminokwasami. Samoistne powstanie życia?
W 1953 roku naukowiec Miller-Urey przeprowadził sławetny eksperyment laboratoryjny, który wielu uważa za naczelny dowód na samoistne powstanie życia. Wielu, nie znając detali, myśli, że stworzył życie w laboratorium. Nie ma nic dalszego od prawdy. Związki, które wytworzył, były proste i nieożywione.
Miller założył, że atmosfera pierwotnej Ziemi składała się z wodoru, metanu, amoniaku i pary wodnej. Wprowadził mieszankę tych gazów do szczelnej kolby, z której najpierw wypompował powietrze. Całość poddał działaniu wyładowań elektrycznych. Wskutek eksperymentu uzyskał najbardziej podstawowe składniki organiczne: glicynę i alaninę. Warto zaznaczyć, że aminokwasy te to proste i nieożywione związki chemiczne. Miller-Urey w swoim eksperymencie uzyskał więc jakiś związek chemiczny, co nie jest zaskoczeniem, bo naukowcy eksperymentują z nimi w laboratoriach nie od dziś i nie ma nic dziwnego w tym, że mieszanie różnych związków prowadzi do powstania innych. Ale absolutnie nikt jeszcze nie wytworzył w laboratorium życia, nawet w najprostszej formie. Życie oznacza samoistne się rozwijanie. Tworzenie ożywionych komórek. Proces inteligentny, jakim musiało być zaprogramowanie kodu DNA. Nikt nigdy nie zbliżył się nawet do stworzenia czegoś, co potencjalnie mogłoby żyć, rozwijać się czy rozmnażać dalej samo.
Co więcej, wkrótce po eksperymencie, geochemicy zakwestionowali założenia Millera dotyczące wczesnej atmosfery ziemskiej. Okazuje się, że wskutek fotorozpadu pary wodnej na wczesnej Ziemi musiał znajdować się tlen, którego Miller w swoim eksperymencie nie uwzględnił. Obecność tlenu całkowicie negowała wyniki eksperymentu Millera. Utleniająca atmosfera ziemska w ogóle uniemożliwia powstanie cząsteczek chemicznych jakich poszukują zwolennicy samoistnego powstania życia.
Geofizyk z California Institute of Technology, R.T. Brinkmann, stwierdził, że stężenie tlenu w atmosferze pierwotnej Ziemi mogło być wysokie. Wiele współczesnych dowodów z dziedziny geologii i biochemii wskazuje na obecność tlenu we wczesnej atmosferze. Paleobiolog Smithsonian Institution, Kenneth Towe, po dokonaniu przeglądu dowodów doszedł do wniosku, że "wczesna atmosfera ziemska zawierała wolny tlen". Wyklucza to całkowicie wyniki eksperymentu Millera-Urey'a.
Dodatkowo w latach 60-tych Holland i Abelson doszli do wniosku, że pierwotną atmosferę tworzyły gazy pochodzące z wulkanów: głównie para wodna, dwutlenek węgla, azot i śladowe ilości wodoru. Ponieważ większość wodoru uciekała w przestrzeń kosmiczną, nie pozostawał żaden składnik, który mógłby doprowadzić do redukcji dwutlenku węgla i azotu, a zatem metan i amoniak również nie mogły być głównymi składnikami wczesnej atmosfery Ziemi.
Ostatecznie geochemicy doszli do zgodnej opinii, że atmosfera Ziemi niczym nie przypominała tej, jaka występowała w eksperymencie Millera. Eksperyment ten został więc oficjalnie zdyskredytowany. Mimo to wciąż znajduje się poczecie głównych dowodów na samoistne powstanie życia i ewolucję. Ewolucjoniści używają dawno juz obalonych dowodów, bo nie mają innego wyjścia. Gdyby usunęli je z podręczników, nie pozostałoby już nic na poparcie ich teorii.
Dodajmy, że nawet gdyby naukowcy przyznali Millerowi rację co do składu chemicznego pierwotnej atmosfery Ziemi (co nie miało miejsca), od podstawowych, nieożywionych aminokwasów bardzo daleko jeszcze do skomplikowanej informacji genetycznej jakim jest kod DNA, który działa w sposób tak złożony i zmyślny, że naukowcy nadal głowią się próbując znaleźć odpowiedzi na pytania: jak działa ten lub inny gen?
Wielu matematyków, astrofizyków i biochemików na całym świecie wyliczało prawdopodobieństwo powstania we Wszechświecie w przypadkowy sposób żywej komórki. Wszyscy oni doszli do zgodnego wniosku, że, niezależnie od panujących czynników, jest to zupełnie niemożliwe.
Należeli do nich między innymi: dr Emile Borel – twórca rachunku prawdopodobieństwa, dr William Dembski – znany i szanowany statystyk, prof. dr Murray Eden – biofizyk, specjalista Teorii Informacji i Inżynierii Biomedycznej oraz Programów Instrumentalnych, czy prof. Chandra Wickramasinghe – specjalista matematyki stosowanej i astronomii, były ateista. Niezależnie od siebie zgodnie oszacowali, że prawdopodobieństwo przypadkowego powstania jednej żywej komórki wynosi 1 do 10^4 478 296 (tj. ponad cztery miliony zer po jedynce).
To zastanawiające, że wciąż istnieje silny establishment ewolucjonistów, którzy, mimo, że prawdopodobieństwo teorii samoistnego powstania życia jest zerowe, wciąż grzebią w ziemi, porównując kości i szukając nieistniejących form przejściowych, jednocześnie deklarując światu, że ewolucja jest pewna i udowodniona. Prawda jest taka, że przy tak uderzająco zerowym prawdopodobieństwie wystąpienia takiego scenariusza, nawet gdyby naukowcy zaprezentowali jakieś domniemane "brakujące ogniwo", nic by to nie zmieniło. Należałoby uznać, że był to jakiś inny, nieznany nam dotąd gatunek zwierzęcia, ale nie forma przejściowa, bo ewolucja po prostu nie miała szansy się wydarzyć.
Zgodnie z wyliczeniami znanego fizyka i biochemika prof. Harolda Morowitza z Uniwersytetu Yale, możliwość powstania najprostszej formy żyjącego organizmu w przypadkowy sposób wynosiłaby 1 do 10^340000000 (340 milionów zer po jedynce).
Każdy matematyk znający się na rachunku prawdopodobieństwa wie, że oznacza to zerową możliwość wystąpienia takiego zjawiska. Mówi o tym norma fizyczna, którą wprowadził dr Emile Borel. Stanowi ona, że jeżeli jakieś zdarzenie ma prawdopodobieństwo mniejsze niż 1:10^50 możemy je uznać za niemożliwe do zajścia.
Nie będąc specjalistami od rachunku prawdopodobieństwa, możemy mieć problem ze zrozumieniem, jak zupełnie niemożliwe jest samoistne powstanie żywej komórki. Znany matematyk, Fred Hoyle zobrazował to następująco:
“Szanse na powstanie choćby jednego z polimerów żywego organizmu są równe szansie na to, iż niewidomi w liczbie wypełniającej Układ Słoneczny równocześnie ułożą kostkę Rubika.”
Zauważmy, że powyższe wyliczenia dotyczą samego tylko powstania najprostszej formy żyjącego organizmu, czy jej fragmentu. Szansa na jego dalszą samoistną ewolucję i przetrwanie bez w pełni działających funkcji, których pojawienie się zająć by miało miliony lat, została dodatkowo oceniona przez naukowców na równą zeru, o czym wspominaliśmy w poprzednim artykule.
To niepokojące, że mimo, iż teoria Darwina nie miała szans zaistnienia, jest tak popularna i przyjmowana bez zastanowienia przez ogół społeczeństwa.
Wyniki matematycznych obliczeń prawdopodobieństwa, jak jak stwierdził Fred Hoyle, matematyk, astrofizyk i kosmolog, "wystarczą, żeby pogrzebać Darwina i całą teorię ewolucji". Jednak nawet nie znając tych obliczeń, każdy powinien zadać sobie podstawowe, logiczne pytanie: skąd (i jak) proste, nieożywione związki miały "pomysł" by połączyć się samoistnie w taki, a nie inny sposób tworząc skomplikowany kod DNA regulujący funkcjonowanie, rozwój i wygląd żyjącego organizmu? Ludzie tworzą złożone systemy komputerowe, maszyny i programy. Każdy wie, że program komputerowy nie powstaje przypadkiem. Ktoś, kto się na tym zna i ma potrzebną wiedzę, musi go zaprogramować - stworzyć kod. I musi zrobić to bezbłędnie, inaczej nie będzie działał.
Skomplikowane i przemyślane rzeczy nie powstają przypadkiem. Wybuch komputera nie stworzy aplikacji w JAVA. A encyklopedia nie powstanie wskutek rozrzucenia stronic podczas huraganu. To powinno być logiczne. Ten artykuł nie powstał poprzez walenie na oślep końcówką odkurzacza w klawiaturę. Wszędzie tam, gdzie pojawia się przemyślana i uporządkowana informacja, wiemy, że stoi za nią inteligentny projektant. Nasze osiągnięcia w dziedzinach literackich czy techniki są jednak niczym w porównaniu do informacji genetycznej zawartej w kodzie DNA. Samo ludzkie oko wzbudza podziw i zdumienie świata nauki. Jest majstersztykiem. Przypadkowym? Skądże. Jesteśmy niesamowicie, mądrze i nieprzypadkowo zaprojektowani.
(Dino-ptaki. Brakujące formy przejściowe
oraz spektakularne omyłki i fałszerstwa)
Autor: P.G.
(c) prawa autorskie zastrzeżone. Nie kopiuj treści artykułu, ale możesz umieścić link.
--- Źródła:
Dr Jonatan Wells "Ikony Ewolucji - nauka czy mit?". s. 14-26.
Dr John Ankerberg, dr John Weldon: "What is the Probability of Evolution Occurring Solely by Natural Means?"
Dr J. Wells - fizyk i mikrobiolog. Uzyskał doktorat z biologii molekularnej i komórkowej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (1994r.). Po ukończeniu studiów w Berkeley uczył embriologii na Kalifornijskim Uniwersytecie Stanowym w Harvard, prowadził badania naukowe w Berkeley oraz pracował jako kierownik laboratorium medycznego w Fairfield w Kalifornii. Obecnie jest członkiem Discovery Institute’s Center for Science and Culture.
Comentários